Chyba wszyscy wiemy, że pierwsze spotkanie z potencjalnym
klientem ma olbrzymi wpływ na to, jak będą wyglądały kolejne etapy sprzedaży oraz
przyszła współpraca. Jest momentem, podczas którego zawiązuje się nić zaufania
(lub nie), buduje się wizerunek handlowca, ustawia rola klienta w procesie
sprzedaży (będzie sprzymierzeńcem, neutralnie nastawiony czy będzie utrudniał).
Mimo to często handlowcy bagatelizują ten moment i popełniają całą masę błędów.
Wielokrotnie byłem świadkiem sytuacji, kiedy neutralnie nastawiony a nawet
zaciekawiony klient, pod koniec spotkania wyglądał, jakby przejechał przez
niego walec… znudzony, czekający ze zniecierpliwieniem na zakończenie
spotkania, rozczarowany lub zły na siebie, że poświęcił swój cenny czas.
Czego więc warto
unikać, a co warto robić?
Pierwsza sprawa dotyczy samego przygotowania się do spotkania, a konkretnie ustalenia celu.
Najczęstsze błędy dotyczące tego tematu to:
-
Brak celu: Pierwsze
spotkanie, więc pojadę i zobaczę jak się będą sprawy układały. Wyjdzie w
trakcie spotkania. Konsekwencją takiego podejścia jest najczęściej chaos
podczas spotkania. Rwą się wątki, przeskakuje się z tematu na temat, porusza
kwestie ceny, robi przydługie prezentacje. W sytuacji, kiedy klient ma ustalony
cel na to spotkanie, zaczyna je kontrolować. Wówczas szansa, że wszystko ułoży
się po naszej myśli jest mało realna. Jesteśmy narażeni na porażkę i opinię
niewiarygodnego sprzedawcy.
-
Cel: sprzedać. Błąd polega na tym, że sprzedaż
podczas pierwszego spotkania jest mało realna (w szczególności, jeżeli mówimy
nie o jednorazowej sprzedaży, a o długofalowej współpracy), a cel zbyt ambitny.
Jeżeli będziemy chcieli sprzedać już podczas pierwszego spotkania, wszystkie
nasze działania będą szły w tym kierunku. To oznacza, że w krótkim czasie
chcemy wykonać cały proces sprzedażowy… budowanie relacji, poznanie klienta i
jego potrzeb, przedstawienie rozwiązań, poradzenie sobie z obiekcjami,
negocjacje warunków. Tak więc działając w pośpiechu przestajemy słuchać
klienta, próbujemy przekonać go do swoich usług, nie zwracamy na klienta uwagi,
zachęcamy rabatami i specjalnymi promocjami, a co gorsza… zaczynamy zachwalać
(sławne Będzie pan(i) zadowolon(a)y).
-
Nieprawidłowo określone parametry celu, czyli m.ni.
brak określenia czy cel jest realny do osiągnięcia, ram czasowych, sposobu
zmierzenia czy cel został osiągnięty.
Jak określić cel? Sposobów jest wiele. Można poszukać w
literaturze modelu w stylu SMART, WARTA, KRA, itp. Ważne jest żeby cel w ogóle ustalić…
żeby był dostosowany do etapu rozmów handlowych. Był określony w czasie,
mierzalny i realny do wykonania. Przykład celu na pierwsze spotkanie:
- Określenie czasu: długoterminowo: sprzedać, ale dzisiaj – na pierwszym spotkaniu – poznać klienta i wzbudzić zainteresowanie.
- Mierzalność: poznać klienta, to znaczy, że zadam minimum pięć pytań i poznam minimum 2 potrzeby klienta. Wzbudzić zainteresowanie – poznam po tym, że klient sam zacznie zadawać pytania.
- Realność celu: realny do zrealizowania na pierwszym spotkaniu.
Kolejny błąd, to przydługie
monologi. Kto z nas lubi słuchać historii i wspaniałych osiągnięć firmy,
której nie znam lub której usługi na tą chwilę nie są mi potrzebne? Nuda! Kto
lubi słuchać o produktach czy usługa, na których się nie zna i które do tej
pory były mi zupełnie nie potrzebne? Pewnie niewiele osób. Mimo tego faktu
handlowcy często wpadają w tą pułapkę i opowiadają o firmie (a jeszcze gorzej,
jeśli w standardzie mają obowiązek zrobienia prezentacji firmy), o super
ofercie i usługach, nie sprawdzając nawet, czy to klienta interesuje. Konsekwencjami
długich monologów jest znudzenie, próby przerwania spotkania lub zaistnienia i
zabrania głosu przez klienta, opór i zniechęcenie.
Następna wpadka związana z długimi monologami, to skupienie się wyłącznie na swojej
propozycji. W konsekwencji klient ma poczucie, że on sam nie jest ważny,
tylko jego pieniądze - przedmiotowe traktowanie klienta. Natomiast traktowanie
podmiotowe polega na tym, że nie
sprzedam klientowi niczego, co faktycznie nie będzie realizowało jego ważnych
interesów! Jeżeli nie potraktuje się klienta podmiotowo, to najczęściej wywołuje
się różne formy oporu, na przykład osławione nie jestem zainteresowany (tylko czym?) czy już mam (co często w
niczym nie przeszkadza, żeby mieć kolejne) albo może w przyszłości, ale nie dzisiaj (co też nie przeszkadza, żeby
porozmawiać).
Co w zamian długich monologów i skupiania się na swojej
propozycji?
Zainteresuj się
klientem. Rozmawiaj o nim, a nie o swojej ofercie i firmie. Chyba, że zapyta
- wówczas w 2-3 zdaniach odpowiedz i
wróć do poznawania klienta. Ludzie lubią być słuchani, a nie słuchać innych (w
szczególności w tematach do których – przynajmniej na początku – nie maja
przekonania). Możesz na to poświęcić praktycznie całe pierwsze spotkanie.
Zanim zaczniesz opowiadać, zapytaj klienta, co może być dla niego interesujące w temacie, z
którym przychodzisz. Poszukaj takich wątków. Klient wcale nie musi mieć
doświadczenia w lub z branżą, którą reprezentujesz. Może natomiast wiedzieć, do
czego różne aspekty twojej dziedziny mogą mu się przydać. Tak jak nie musi
wiedzieć z czego została zrobiona lodówka i jaka historia firmy za nią stoi,
ale będzie wiedział do czego chce jej użyć. Potem mów tylko o tym, co dla
klienta jest ciekawe.
Ze skupianiem się na swojej ofercie wiąże się nie zauważanie sygnałów dawanych przez
klienta. Mogą to być sygnały werbalne i niewerbalne. Werbalne – klient próbuje
coś powiedzieć, odnieść się do wypowiedzi handlowca. Jednakże handlowiec tego
nie zauważa i dalej ciągnie swój wywód. Nawet gdy klient daje jasne sygnały, że
nie tędy droga. W efekcie klient przestaje się odzywać i czeka na zakończenie
spotkania, żeby powiedzieć… zastanowię
się… Niewerbalne – ziewanie, zerkanie na telefon czy zegarek, patrzenie w
innym kierunku. Efekt podobny jak przy sygnałach werbalnych.
Patrz na klienta,
odnoś się do jego wypowiedzi, reaguj na różne przejawy zainteresowania lub
jego braku. Możesz śmiało zareagować i powiedzieć, na przykład: Widzę , że pan(i) ziewa. Mam obawę, że pan(i)a
nudzę. Czy tak jest? Dzięki temu możesz się upewnić, czy zmierzasz w dobrą
stronę. Dodatkowo klient będzie miał poczucie, że zwracasz na niego uwagę.
Kolejny wątpliwy element pierwszego spotkania, to prezentacja oferty. Moim skromnym
zdaniem, w większości przypadków (w szczególności, gdy mowa o długotrwałej
współpracy, a nie jednorazowym strzale) jest to ryzykowne i niepotrzebne
działanie. W szczególności, gdy podpierane jest ofertą cenową i mamieniem
rabatami. Klient widzi nas pierwszy raz, niewiele o nas wie, a już próbujemy go
kupić prezentacją… za szybko. Może poczuć presję i się wycofać. Poza tym możemy
stracić najważniejsze elementy naszej oferty, czyli ewentualne rabaty i
dodatkowe okazje. Zamiast tego skup się
na kliencie i po prostu poświęć jemu czas, a nie swojej ofercie.
No i właśnie… skoro prezentacja… ryzykowne jest
rozpoczynanie rozmów od proponowania rabatów, promocji. Najczęściej klienci
odbierają to jako formę wywierania presji i szybko przechodzą w opór. Warto
zostawić sobie rabaty czy promocje na deser i wykorzystać jako element
negocjacji. Z tym wątkiem wiąże się też rozmowa o cenach, kiedy klient jeszcze nie wie, za co ma zapłacić (najciekawsze, że ten wątek najczęściej wywołują... handlowcy). Od momentu, kiedy zaczniesz mówić o cenach, a klient nie będzie wiedział, co za ceną się kryje... cały proces sprzedaży będzie kulał. Klient w każdym momencie, kiedy pojawią się u niego wątpliwości, będzie wracał do ceny... za drogo, nie stać mnie, konkurencja ma taniej, itp. Zadaniem handlowca jest poprowadzenie rozmowy w taki sposób, żeby o cenie rozmawiać dopiero po prezentacji oferty. Można zakontraktować ten fakt z klientem, na przykład: Jeśli teraz zaczniemy rozmawiać o cenie, to tak jakbym sprzedawał pan(i)u kota w worku. Nie wie pan(i) za co ma zapłacić, ale wie już ile. Proszę pozwolić, żebym o cenie powiedział po zaprezentowaniu mojej propozycji.
Jeszcze na koniec… perełka… zachwalanie i przekonywanie.
Zachwalanie (najlepsza
oferta na rynku, jesteśmy numerem jeden, będzie pan(i) zadowolon(a)y) najczęściej budzi chęć konfrontacji i
udowodnienia, że wcale nie jest tak wspaniale. Tak więc handlowiec na własną
prośbę może wywołać małą wojenkę… Warto sobie odpuścić takie wstawki.
Przekonywanie ma głównie miejsce, kiedy klient ma wątpliwości, obawy czy stawia
opór. Niestety stosowanie argumentów jest przecenianą metodą i często przynosi
odwrotne skutki od oczekiwanych. Częściej zachęca do konfrontacji i udowodnienia,
kto ma rację, niż do poszukania rozwiązania problemu. Ponadto traci się cenne
argumenty, które mogą być wykorzystane jako korzyści, przy późniejszej
prezentacji oferty. Zamiast przekonywać, sprawdź
co wywołało opór lub wątpliwość. Klient zawsze ma jakiś powód. Jak go
zrozumiesz, to może znajdziesz jakieś konstruktywne rozwiązanie.
Puentując artykuł można by powiedzieć, że to co
najważniejsze na pierwszym spotkaniu, to skupienie się na kliencie, a nie na
własnym interesie. Wszystko co jest do zrobienia, to poznanie klienta. Na
prezentacje, negocjacje przyjdzie czas podczas kolejnych spotkań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz